Kierowcy zapłacą za nowe etaty dla urzędników

2018-12-05 , 08:18

Opłaty za przegląd techniczny samochodu i nadzór nad Stacjami Kontroli Pojazdów stały się przedmiotem ostrego sporu między rządem a prowadzącymi stacje diagnostyczne. „Zmiany w prawie przypominają scenariusz rodem z epoki słusznie minionej. Sprawią, że miliardowe koszty zostaną przerzucone na kierowców i przedsiębiorców” – mówi dziennik.pl przedstawiciel jednego ze stowarzyszeń SKP.
Rząd pracuje nad nowelizacją prawa drogowego. Zmiany mają wprowadzić na polski grunt regulacje wynikające z dyrektywy Parlamentu Europejskiego w sprawie okresowych przeglądów technicznych pojazdów. Jednocześnie projekt ustawy zakłada scentralizowanie nadzoru nad diagnostami i Stacjami Kontroli Pojazdów (SKP; ponad 4,5 tys. punktów) w rękach Transportowego Dozoru Technicznego (jednostki podległej resortowi infrastruktury). W ten sposób państwo chce przejąć kontrolę nad organizacją, funkcjonowaniem, zapewnieniem jakości badań technicznych oraz SKP i ośrodkami szkolenia diagnostów.

Z projektem ustawy wprowadzającej zmiany nie zgadzają się sami przedsiębiorcy prowadzący stacje diagnostyczne.

– Propozycje ministerialne w zakresie nowelizacji ustawy „Prawo o ruchu drogowym” przypominają scenariusz rodem z epoki słusznie minionej – mówi dziennik.pl przedstawiciel jednego ze stowarzyszeń SKP, który chce pozostać anonimowy. – Budowany jest nowy, niewyobrażalnie drogi i niepotrzebny system, do tego wbrew zaleceniom raportu Najwyższej Izby Kontroli. Bo przecież wnioski płynące z NIK są dodatkowo wypaczane, by dać argument do wprowadzenia forsowanych przez resort zmian! – grzmi.
(…)

Kuriozalna – w ocenie naszego rozmówcy – wydaje się także sytuacja, że w myśl nowych propozycji nadzorujący system będzie jednocześnie nadzorował samego siebie i odpowiadał przed samym sobą. – To o tyle ciekawe, że TDT będzie musiał dodatkowo zbudować kadrę kontrolerów, których minimum wiedzy będzie mniejsze, niż diagnostów, których mają kontrolować – gdzie tu logika? – pyta retorycznie.

Negatywną opinię o projekcie ustawy ma również Kazimierz Zbylut, prezes Warszawskiego Stowarzyszenia Stacji Kontroli Pojazdów. Podczas posiedzenia Komisji Infrastruktury stwierdził, że nowelizacja, która implementuje unijną dyrektywę, obciąża kosztami zmiany przedsiębiorców i właścicieli pojazdów.

– Sam projekt wykracza poza zapisy dyrektywy, naruszając zasady prawa europejskiego, bo tylko jeden element należy implementować – w zakresie szkoleń dla diagnostów. To znaczy, że nowela narusza prawo – w myśl zasady Unia Europejska+zero – co potwierdzają niezależne opinie m.in. rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców. Mimo negatywnych opinii projekt dalej jest forsowany – alarmuje Zbylut.

Diagności w krytyce zmian powołują się dodatkowo na wyliczenia Centrum Analiz Strategicznych. A wynika z nich, że projekt ustawy zamiast poprawić istniejący nadzór, wprowadza kontrolę TDT, która będzie ponad 100 razy droższa niż obecny system – 2,5 mld złotych w skali 10 lat.

Nowe opłaty…
Zdaniem naszego rozmówcy największym bólem głowy dla branży diagnostycznej są jednak proponowane podwyżki opłat, które dotkną nie tylko SKP, ale także kierowców.

A rządowy projekt ustawy przewiduje wprowadzenie opłaty przeznaczonej na zapewnienie „wysokiej jakości badań technicznych”, czyli tzw. opłatę jakościową, której maksymalna wysokość od 2020 roku nie może przekroczyć 3,5 zł od każdego badania technicznego (trafi na konto TDT).

– Nowa opłata jakościowa, kary i inne sankcje nie będą się tyczyć tylko tych stacji, które już wcześniej nie radziły sobie najlepiej z nadzorem – ale na wniosek TDT, to właśnie one zostały skontrolowane przez NIK, a ich negatywny obraz został doklejony całej branży – ale wszystkich ponad 4,5 stacji w Polsce – wskazuje w rozmowie z dziennik.pl przedstawiciel branży diagnostycznej. – Mówimy także o wzroście kosztów związanych z utrzymaniem stacji, ich unowocześnianiem i dostosowaniem do wymagań ustawowych, ale i tych prozaicznych, czyli rachunków za prąd, a te w przyszłym roku się podwoją, co będzie miało wpływ na rentowność wielu z nich – wylicza.

Związek Przedsiębiorców i Pracodawców wyliczył, że jeśli brać pod uwagę liczbę wykonywanych w skali roku badań technicznych pojazdów (ok. 20 mln x 3,5 zł), skala kosztów dla polskich firm prowadzących SKP – głównie małych i średnich – rośnie do 70 mln zł rocznie.

Ale to nie wszystko, co jest szykowane przez rząd dla polskich kierowców i przedsiębiorców. Plany przewidują zaostrzenie sankcji dla spóźnialskich lub zapominalskich…

Państwowy TDT proponuje wprowadzić dodatkową opłatę w wysokości odpowiadającej 50 proc. opłaty za przeprowadzenie badania technicznego w przypadku wykonania badania technicznego 45 dni po wyznaczonej dacie. Pieniądze z takich kar mają stanowić przychód państwowego TDT, a do jej pobierania będzie zobowiązany przedsiębiorca prowadzący Stację Kontroli Pojazdów.

– Planuje się, że opłata za przeprowadzenie badania technicznego po wyznaczonej dacie będzie w roku 2019 r. podstawowym źródłem finansowania nowego systemu badań technicznych pojazdów, w szczególności realizacji nowych zadań organu nadzoru (Dyrektora TDT). Obowiązywać ma od 2020 roku – czytamy w projekcie ustawy.

50 proc. więcej zapłaci kierowca, który na badaniu technicznym pojazdu pojawi się po terminie wpisanym w dowodzie rejestracyjnym. Cena przeglądu dziś? Taryfikator przewiduje dziś, że za kontrolę motocykla i ciągnika zapłacimy 62 zł, samochodu osobowego – 98 zł, auto z instalacją LPG – 161 zł.

Przedsiębiorcy zbankrutują?
W ocenie diagnostów nowelizacja przepisów – w kształcie proponowanym przez rząd – spotęguje już istniejące problemy finansowe stacji. A opłata jakościowa od przeglądu może je pogrążyć. Całość pieniędzy z kar za spóźnienia oraz dodatkowych opłat od SKP także trafi do TDT. Przedsiębiorców niepokoją również pisma, z których wynika, że od nowego roku ceny energii wzrosną dla nich o 80 proc.

– Po nowelizacji prawa – w proponowanym kształcie – polskie stacje kontroli pojazdów będą musiały mierzyć się z widmem bankructwa, bądź ich wykupem np. przez TDT, za przysłowiową złotówkę. Będzie tak jak z bankami – kwituje nasz rozmówca. ( za dziennik.pl )